środa, 11 stycznia 2012

Jacek Piekara - Ja, inkwizytor. Dotyk zła

„Ja, inkwizytor. Dotyk zła” to kolejna (siódma) książka, wchodząca w skład napisanego przez Jacka Piekarę „cyklu inkwizytorskiego”, w którym przedstawione zostały przygody Mordimera Madderdina, inkwizytora zwalczającego wszelakie zło, herezje i zabobony. Co ciekawe, cykl ten powstaje w sposób niechronologiczny. I tak na początku do naszych rąk trafiały zbiory opowiadań przedstawiające wydarzenia widziane oczyma dorosłego już bohatera („Sługa Boży”, „Młot na czarownice”, „Miecz aniołów”, „Łowcy dusz”). Po nich pojawił się „Płomień i krzyż. Tom 1”, który de facto można traktować jako wprowadzenie do świata wykreowanego przez autora. Na
końcu zaś otrzymaliśmy dwie książki („Ja, inkwizytor. Wieże do nieba” oraz „Ja, inkwizytor. Dotyk zła”), gdzie poznajemy losy młodego, ledwie co rozpoczynającego swoją karierę inkwizytorską Mordimera.
     Cały cykl, mimo że cieszy się bardzo dużym zainteresowaniem wśród miłośników fantasy, moim zdaniem nie zawsze trzyma jednak równy, wysoki poziom. Zdarzają się w nim opowiadania niestety słabe, jak choćby te znajdujące się w zbiorze „Łowcy dusz”. Jak zatem prezentuje się najnowsze dzieło Piekary?
     Przystępując do czytania „Dotyku zła”, powiem szczerze miałem wielkie oczekiwania wobec tej książki, pamiętając jak świetnie bawiłem się czytając wcześniejszą pozycję autora. Dodatkowo mój apetyt podsyciła, pewna bardzo dla mnie ważna osoba, stwierdzając: „ona jest jeszcze lepsza niż poprzednia”. Niestety, nie jest…
     To nie jest tak, że Piekara tym razem napisał kiepską rzecz. Na tych ponad trzystu stronach składających się na dwie mini powieści zatytułowanych „Dotyk zła” oraz „Mleko i miód” otrzymujemy praktycznie wszystko to, za co polubiliśmy opowiadania o Mordimerze Madderdinie. Mamy więc i humor (zdanie z biciem w „Dotyku zła” dosłownie mnie zmiażdżyło), i sprawnie napisane dialogi, i odpowiednio budowane napięcie, a także charakterystycznego, zapadającego na długo w pamięć bohatera (określającego siebie mianem uniżonego sługi). Więc co jest nie tak?
     Po pierwsze znika element zaskoczenia. O ile w poprzednim zbiorze pojawiały się drobne, aczkolwiek dość urozmaicające akcję szczególiki (swoiste smaczki), których w żaden sposób nie byłem wstanie przewidzieć, to tu, może nie licząc pewnych wydarzeń z końcówki opowiadania „Miód i mleko”, czegoś takiego praktycznie nie uświadczyłem. Kolejne moje zastrzeżenia budzi widoczna różnica w jakości pomiędzy samymi historiami. Przy bardzo dobrym „Dotyku zła”, „Mleko i miód” wypada niestety znacznie gorzej. Za taki stan odpowiadają tutaj między innymi częste, zbyt długie jak dla mnie, niekiedy wręcz nudnawe monologi bohatera. Dodatkowo odniosłem wrażenie, że czas w niektórych momentach jakby zatrzymał się w miejscu - wydarzenia wloką się i wloką. A jeśli do tego wszystkiego dodać, niezbyt ciekawy, ogólny pomysł na opowieść, „Mleko i miód” potraktować można jako opowiadanie, napisane troszkę na siłę, a już na pewno niepotrzebnie wydłużane.
     Podsumowując, „Ja, inkwizytor. Dotyk zła” jest książką przyzwoitą, bez wielkich rewelacji, ale i bez większych wpadek. Nierówną. Przy czym, nawet jeśli pojawiają się uwagi pod adresem poszczególnych opowiadań, zaraz rekompensowane są one choćby przez wspomniane wcześniej szczególiki. Fani Mordimera Madderdina powinni być więc zadowoleni, jednak nie sądzę aby ich liczba diametralnie wzrosła wśród osób, które poprzez tę lekturę postanowiłyby rozpocząć przygodę z „cyklem inkwizytorskim”. Mocna 3+.

quidam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz