środa, 11 stycznia 2012

Janusz Świtaj - Dwanaście oddechów na minutę

„Wielu zniechęca perspektywa porażki. Nie warto się nad tym zastanawiać. Po pierwsze zawsze jakiś sukces osiągniemy (…), a po drugie chodzi o to, by walczyć, by umrzeć na polu bitwy. Patrzcie, ilu zdrowych umiera pokonanych przez życie!”
Janusz Świtaj, Dwanaście oddechów na minutę, str.171


    Wiele jest dzisiaj książek nagradzanych. Słusznie i niesłusznie. Równie wiele – licznych nagród literackich, nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. Te wszystkie wyróżnienia przyznawane są po to, by zwrócić uwagę,
zachęcić do sięgnięcia po tę czy inną pozycję. Jednakże książki nagradzane, rekomendowane przez znawców i krytyków literatury nie zawsze są tak chętnie wybierane przez czytelników. Inne są gusta czytelników, inne jurorów. „Dwanaście oddechów na minutę” nie należy do tej kategorii książek, nie znajdziemy jej na liście najpopularniejszych ani nominowanych do którejś z nagród. Nie jest to lektura ani łatwa, ani lekka, jak nie było i nie jest łatwe życie jej autora. Mimo to warto po nią sięgnąć. Nie tylko warto, ale trzeba.
    Janusz Świtaj to całkowicie sparaliżowany człowiek, znany z mediów ze swego dramatycznego apelu o zaprzestanie uporczywej terapii. Pisze o sobie: „Mam niemal dwa metry wzrostu ( co zresztą rodzi wiele komplikacji), a z tych dwóch metrów żyje tylko głowa. Tylko ona wystaje zza zasłony śmierci”. Ta „wystająca zza zasłony śmierci” głowa, ołówek trzymany w ustach, którym Świtaj uderzał w klawiaturę komputera, złożyły się na powstanie tej książki.
    Książka ta porusza problem bardzo aktualny we współczesnych czasach. Temat eutanazji przewija się ciągle w mediach, coraz częściej i więcej słyszy się o jej legalizacji na świecie. Co jakiś czas pojawiają się publiczne dyskusje między jej zwolennikami a przeciwnikami.
    Niezależnie od światopoglądu uczestników takich debat pozostaje problem opieki nad chorymi i sparaliżowanymi. Niestety bowiem, zaciekle prowadzona nad tą kwestią dyskusja, tak często obecna w przekazach medialnych, nie przekłada się na poprawę losu i opieki nad tymi najbardziej zainteresowanymi. Są oni ciągle najbardziej niezauważani i bezbronni, przykuci do swych łóżek, zdani na łaskę i niełaskę innych, najczęściej jednak na pomoc swych rodzin, nierzadko będących u kresu wytrzymałości fizycznej i psychicznej spowodowanej koniecznością ciągłej opieki, na którą ich bliskim nie starcza już sił. W 2007 roku autor „Dwunastu oddechów na minutę” wnioskował do sądu o umożliwienie mu zaprzestania uporczywej terapii w razie śmierci jednego z rodziców opiekujących się nim stale od kilkunastu lat w małym mieszkaniu na ósmym piętrze jastrzębskiego bloku.
    Niepełnosprawność sprawia, że osoby te sytuowane są poza społeczeństwem, a z racji swej niepełnosprawności nie mają prawa głosu. Ale oni są i zawsze będą w każdym społeczeństwie, bo nikt nie może zagwarantować, że będzie do końca życia zdrowy i sprawny. Wiele osób zdrowych często narzeka na swoje życie, poddaje się apatii i zniechęceniu. Nie stać ich, aby w swoim życiu coś zmienić.
    Historia życia tego człowieka, który przez siedem lat spisywał to, co przeżył i przeżywa do dziś, i jego walka o ludzką godność mogłyby zmotywować do lepszego życia niejedną całkiem sprawną i zdrową osobę. Od szesnastu lat jest całkowicie sparaliżowany i żyje tylko dzięki temu, że pomaga mu w oddychaniu respirator, jego „pan i władca”, który pozwala mu mówić w rytmie właśnie dwunastu oddechów na minutę. Jednak przede wszystkim żyje dzięki opiekującym się nim rodzicom, co zresztą zostało wyraźnie zaznaczone w dedykacji na początku książki: „Moim rodzicom i tym, którzy oddali Wam swoje nogi, ręce i wszystkie marzenia – Waszym rodzicom”. Jest to książka bardzo szczera, w której zawarta jest relacja z walki o życie, zdrowie i ludzką godność. Janusz Świtaj pisze o wartości życia ze swojej perspektywy. Książka ukazała się w 2008 roku, rok wcześniej Polacy usłyszeli jego dramatyczny apel, a na ekranach telewizorów zobaczyli młodego człowieka mówiącego z wielkim trudem i wysiłkiem. Jak mówił Janusz dziennikarzom podczas premiery swej książki – praca nad nią była dla niego bardzo dużym wysiłkiem fizycznym i emocjonalnym.
    Doceniając ten wysiłek, czytelnik sięgający po „ Dwanaście oddechów na minutę” może się przekonać sam, jak wiele problemów mają na co dzień niepełnosprawni, z jakimi trudnościami muszą się oni borykać. „Niestety osoby, które żyją szybko trybem zapędzonego życia, nie zdają sobie sprawy, że nawet najmniejsze przeszkody dla nas są trudne do pokonania” – to słowa Janusza Świtaja.

     „Dwanaście oddechów na minutę” to książka niezwykła, a na niezwykły szacunek zasługuje jej autor. Dla tych, którzy po nią sięgną, płynie z niej mimo wszystko wiele optymizmu i przesłanie, aby umieć się zatrzymać i żyć dobrze i godnie. Szacunek, podziw – to nie jedyne uczucia, które rodzą się po przeczytaniu tej historii. Jak można przeczytać na okładce, książka wywołuje silne i skrajne emocje. Jest to książka, obok której nie można przejść obojętnie, tak jak nie można przejść obojętnie obok łóżka chorego. „Nikt nie ma prawa przejść obojętnie obok łóżka chorego” – w tym streszcza się wszystko. „Dla człowieka, który jest całkowicie zdany na łaskę innych, kwestia obojętności, ciągłego dopominania się o uwagę jest absolutnie kluczowa” – pisze Janusz Świtaj, odwołując się do słów Jana Pawła II.
    Od czasu ukazania się tej książki i rozpoczęcia pracy w fundacji Anny Dymnej „Mimo wszystko”, gdzie wyszukuje za pośrednictwem Internetu osoby w podobnej do swojej sytuacji, jego życie zmieniło się, zaczął naukę w szkole średniej, ale nadal chciałby skrócenia swego pełnego udręki życia: „Mam jakieś zajęcie, dzięki któremu moje ciągłe przebywanie na tym świecie komuś jest do czegoś potrzebne, ale nadal jestem całkowicie sparaliżowanym Januszem Świtajem, podłączonym do respiratora. Nie da się od tego uciec. Moim największym marzeniem jest koniec tej udręki” – podkreśla Świtaj.
    Książka-autentyk, książka-przestroga, dająca wiele do myślenia, pobudzająca do refleksji nad życiem, śmiercią i wiecznością. I choć to tematy niełatwe, warto mimo wszystko po nią sięgnąć, aby przekonać się, ile naprawdę jest warte ludzkie życie, którego zdrowy człowiek często w ogóle nie docenia.

Grażyna Grajoszek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz