czwartek, 5 kwietnia 2012

Jo Nesbø – Pentagram (Trylogia z Oslo, akt III)


Okres urlopowy dla jednych bywa wybawieniem, dla innych prawdziwym przekleństwem. Jednym pozwala stanąć na nogi, innym przysporzyć tylko kłopotów. Na pewno coś o tym może powiedzieć naczelnik wydziału policji w Oslo, gdy z powodu licznej absencji swoich podwładnych do sprawy brutalnego zabójstwa młodej kobiety przydzielić musi dwóch swych najlepszych, a zarazem nienawidzących siebie nawzajem ludzi.
Komisarz Harry Hole od samego początku przejawia brak zainteresowania śledztwem. Załamany niepowodzeniem schwytania winnego śmierci jego byłej partnerki, prawie cały swój czas poświęca jedynej czynności, piciu. Alkohol zawsze był dla niego ucieczką od rzeczywistości. Kołem ratunkowym w chwilach osobistych upadków, niepowodzeń. Potrzebą stoczenia się na samo dno, by móc się odbić, na nowo narodzić, być niczym feniks, który zawsze odradza się z popiołów. Ale nie tym razem. Coś cienkiego, niewidocznego pękło. Pewna nieprzekraczalna granica została przekroczona. Harry zamiast odbić się od dna, wręcz przystaje, a nawet zaczyna kopać głębiej. Tego przełożeni znieść już nie mogą. Sporządzają odpowiednie pismo z wypowiedzeniem, które musi tylko podpisać naczelnik Biura Kryminalnego, lecz ten jest aktualnie na kilkutygodniowym urlopie...
Nie wiem, czy zwolnienie z pracy, czy jakiś wewnętrzny głos sprawia, że komisarz postanawia wziąć się w garść i ostatnie dni w robocie uczciwie przepracować. Prawie uczciwie. Ciągle odmawia zajmowania się sprawą zamordowanej kobiety. Woli odnaleźć porwaną z przed domu utalentowaną piosenkarkę, szykującą się do zagrania głównej roli w letnim musicalu. Pech chce, iż obie te sprawy bardzo szybko skrzyżują się ze sobą, a w międzyczasie dojdzie do kolejnych zbrodni. Czy na ulicach Oslo po raz pierwszy od niepamiętnych czasów grasuje seryjny morderca? Dowody na to mocno wskazują. Rozpoczyna się pościg za nieuchwytnym Kurierem śmierci.
Ostatnia część „Trylogii z Oslo” praktycznie niczym nie zaskakuje. Nesbø ciągle trzyma bardzo wysoki poziom, jeśli chodzi o konstruowanie intrygi kryminalnej. Gdzieniegdzie spotkać można się w prawdzie z zarzutem, braku w tej książce spektakularnego schwytania/ukarania Księcia, winnego śmierci partnerki komisarza -gdyż w końcu Harry osiąga swój cel i rozwiązuje sprawę, która od dłuższego czasu nie dawała mu spokoju, i która tak naprawdę przysporzyła mu więcej problemów, niż korzyści. Jednak mi osobiście rozwiązanie zaproponowane przez autora nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie uznaję to za duży plus, że potrafił powstrzymać się przed wysadzeniem w powietrze połowy miasta, zabiciem setki typów z spod ciemnej gwiazdy, a wszystko to w imię sprawiedliwości. Jednym słowem Nesbø postawił na naturalność, niż na tanią sensację rodem z hollywoodzkich filmów. Nieco inaczej wygląda sytuacja ze złapaniem Kuriera śmierci. Sama budowa fabuły począwszy od pierwszego zabójstwa, a skończywszy na motywach działania mordercy nie może budzić najmniejszych zastrzeżeń. Dla mnie „Pentagram”, jeśli chodzi o sam pomysł na zbrodnię i jego realizację, jest najlepszą książką z całej trylogii. Ale… No właśnie, jest jedno ale. Dotyczy ono rozmowy komisarza z przestępcą chwilę po jego zdemaskowaniu. W pewnym momencie wyciąga on pistolet w kierunku Harrego  i… I dzieją się rzeczy, których nie rozumiem. To znaczy, czytelnik zostaje zmuszony przez pisarza o dopowiedzenie sobie, co też mogło się wydarzyć podczas tego spotkania. Z tym akurat problemu nie ma, jednak, albo z moją wyobraźnią jest coś nie tak, albo czegoś nie potrafiłem dostrzec, gdyż kiedy tworzyłem logiczny ciąg zdarzeń, postępowanie bohaterów w nim było wręcz irracjonalne. Odniosłem wrażenie, jakby autor zabrnął w ślepą uliczkę i zamiast się cofnąć, postanowił improwizować. Szkoda, bo przez ten drobny zgrzyt tworzy się niepotrzebna rysa na powieści, mogąca u niektórych rodzić poczucie rozczarowania. I dlatego książce daję zamiast piątki, cztery i pół.

quidam

Jo Nesbø – Trzeci klucz (Trylogia z Oslo, akt II)

Dwadzieścia pięć sekund. Tyle czasu na otwarcie sejfu ma kierownik oddziału jednego z banków w Oslo. Tylko tyle. Jeżeli nie zdąży zginie niewinny człowiek. Dwadzieścia cztery, dwadzieścia trzy... Paraliżujący strach, szok, lęk... Piętnaście, czternaście... Trzęsące ręce na próżno próbują z pęku kluczy wybrać ten właściwy. Pięć, cztery... Ostatni zamek. Dwa, jeden... Udało się. Teraz pozostaje jedynie spakować pieniądze. Sześć sekund później jest po wszystkim. Ale przestępca nie chwyta za torbę. Nie oddala się pośpiesznie z miejsca przestępstwa. Czas ucieka, policja w drodze, a on pochyla się do kobiety, którą w trakcie napadu trzymał na muszce, coś szepce jej do ucha, a następnie naciska na spust...
Stolicą Norwegii wstrząsa seria napadów na banki. Do złapania bandyty, nazwanego Ekspedytorem, powołana zostaje specjalna grupa śledcza, w skład której wchodzi komisarz Harry Hole. Szybko wychodzi na jaw, że praca w zespole dla takiego indywidualisty jak Harry, jest niczym innym jak trzymaniem psa na krótkiej smyczy. Nie zgadzając się z opiniami kolegów, postanawia więc wraz z nowo zatrudnioną policjantką samotnie podążać tropem przestępcy. Zadanie już i tak niełatwe, dodatkowo komplikuje śmierć cygańskiej artystki, w przeszłości kochanki komisarza. W prawdzie dowody wskazują na samobójstwo, sęk w tym, że to on jako ostatni widział ją żywą. A jeszcze większy sęk w tym, że nie wszystko z tego spotkania pamięta. Czy mógł przyczynić się w jakiś sposób do tej tragedii? Tajemnicze maile, jakie zaczyna otrzymywać tylko zdają się to potwierdzać.        
Drugi tom „Trylogii z Oslo” zachwyca. Tak po prostu. Nesbø jest mistrzem w zwodzeniu czytelnika. Niby daje wskazówki, niby przed każdym zakrętem umieszcza drogowskaz „Tędy do złapania przestępcy”, ale to ściema. Bezczelny żart pisarza. Na końcu i tak okazuje się, że prawdziwym winowajcą jest ktoś inny.
Co ciekawe, środki , jakie przeznacza na osiągnięcie tego efektu nie są jakoś szczególnie wyszukane. Poprzez misternie utkaną sieć zdarzeń, powiązań, autor umiejętnie kieruje akcją, tak że czytelnik nie jest w stanie ogarnąć wszystkiego co się wokół niego dzieje. A wtedy jak wiadomo nie trudno o błędną interpretację znaków, o błędne wysuniecie wniosków. Być może jednak tor naszego rozumowania jest słuszny, tylko Nesbø w sobie znany sposób sprawnie komplikuje oczywistość. Tak jakby konstruował akcję na kanwie pytania  „A co by było gdyby nie on...? ”. Zresztą, nie ważne jak, ważny jest piorunujący efekt końcowy i wypieki na twarzy w trakcie czytania kolejnych stron.
W „Trzecim kluczu” Harry prowadzi jeszcze jedno śledztwo. Związane jest ono z zabójstwem jego koleżanki, które miało miejsce w pierwszym tomie trylogii, zatytułowanym „Czerwone gardło”. Drobnymi kroczkami, bohater coraz bardziej przybliża  się do rozwiązania sprawy, jednak czy faktycznie zdemaskuje i ukarze tajemniczego Księcia musimy niestety poczekać do następnej powieści.
Na koniec wypadałoby napisać coś o wadach książki, a dokładnie o ich braku. Oczywiście, zawsze można się do czegoś przyczepić, coś wygrzebać, jednak z mojej strony byłoby to przysłowiowe szukanie dziury w płocie. Czepianie się dla samej idei czepiania. Powieść czyta się znakomicie, jednym tchem. Nic nie razi, nic nie kłuje w oczy. Każdy element, choć nierzadko niemiłosiernie poskręcany idealnie pasuje do kolejnego, tworząc obraz, który zaskoczy każdego.  
W 2010 roku Jo Nesbø został nominowany za powieść „Trzeci klucz” do nagrody Edgara Allana Poe. Ciężko się z tą nominacją nie zgodzić, gdyż jest to książka najkrócej mówiąc perfekcyjna. Kanon nie tylko skandynawskiego, ale ogólnoświatowego kryminału. Moim prywatnym zdaniem najlepsza część z całej trylogii. Mocna piątka.

quidam

Jo Nesbø – Czerwone gardło (Trylogia z Oslo, akt I)

W trakcie zabezpieczania trasy przejazdu prezydenta USA z lotniska w Gardermoen do Oslo sierżant Harry Hole omyłkowo strzela do agenta Secret Service. Za ten czyn, ku jego zdziwieniu zamiast zwolnienia zostaje awansowany do stopnia komisarza i przeniesiony do Policyjnych Służb Bezpieczeństwa (POT). Pierwsze tygodnie na nowym stanowisku dla Harrego nie należą do najprzyjemniejszych. Siedzenie przy biurku i przeglądanie sprawozdań z regionalnych biur POT  jest dla świeżo upieczonego komisarza mało emocjonującym zajęciem. Jedna z notatek, jednak przykuwa jego uwagę. Chodzi o tajemniczego strzelca, który w lasach w południowej Norwegii testował nigdzie niezarejestrowany karabin snajperski. Zaintrygowany pochodzeniem broni wszczyna prywatne śledztwo.  
Równolegle do rozgrywanych wydarzeń autor przenosi czytelnika na pola Leningradu z okresu II Wojny Światowej gdzie w nieludzkich warunkach po stronie Wermachtu walczyli  norwescy żołnierze. Młodzi, pełni wiary w słuszność swych czynów umierali za nie do końca swoją sprawę. Czy istnieje związek pomiędzy karabinem snajperskim, a zdarzeniami sprzed ponad pół wieku? Czy śmierć weterana wojennego niedaleko miejsca spotykania się neonazistów może wskazywać, że nad Norwegię znów nadciągają ciemne chmury? 
Powieścią „Czerwone gardło” Jo Nesbø rozpoczął tak zwaną „Trylogię z Oslo”, w której spoiwem łączącym tę i dwie kolejne książki jest wątek zabójstwa policjantki i zarazem dobrej koleżanki Harrego. Odnalezienie sprawcy, stanie się dla komisarza najważniejszym celem w życiu. Obsesją, której poświęci każdą wolną chwilę i która sprawi, że przyjdzie mu się mierzyć nie tylko ze sprytnym przeciwnikiem, ale również z samym sobą. Swoimi słabościami. I wszystkie znaki na niebie wskazują, że w tej walce z góry stoi na przegranej pozycji.
Intrygująca to książka. Poskładana z wielu różnorakich elementów, stanowi logiczną całość. Z jednej strony faszyści, z drugiej wojenna zawierucha, z trzeciej zabójstwo policjantki, z czwartej handel nielegalną bronią, z piątej... Oj wiele się dzieje. I może właśnie mnogość tych zdarzeń powoduje, że książce stylistycznie bliżej jest do amerykańskiego, niż skandynawskiego kryminału. Nie jest to zarzut z mojej strony. Oczywiście Nesbø nie wyzbył się w całości swego skandynawskiego rodowodu. Niemniej brakować komuś tutaj może charakterystycznej dla tego gatunku otoczki społecznej. Pytań z zakresu, co się dzieje z moim krajem, dokąd zmierza? Zwolnień akcji.  Przecież niektóre śledztwa ciągną się i ciągną. Fantastycznie potrafił uchwycić to Henning Mankell w cyklu o Wallanderze. Czytelnik na własnej skórze odczuwał, że bierze udział w żmudnym, skomplikowanym śledztwie. Tutaj tego nie ma. Także bohater jest troszkę z innej galaktyki. Niezwykle inteligentny, bystry, pomysłowy praktycznie w pojedynkę potrafiący złapać przestępcę. Chodzący ideał policjanta. Gdyby jeszcze nie był alkoholikiem... No właśnie, tak naprawdę, jedyną poważną wadą Harry'ego jest to, że jak zacznie pić, to już nie potrafi skończyć. Byle pretekst wystarczy by sięgnął po ukochaną buteleczkę Jima Beama. A gdy już po nią sięgnie, pewne jest, że na tej jednej się nie zakończy.
Niektórzy do alkoholizmu dorzucą również, że pali jak smok, że jest przemądrzały, cyniczny. Trudno się z tym nie zgodzić, jednak cechy te w dziwny sposób pozytywnie wpływają na wizerunek komisarza, jako prawdziwego faceta z jajami. Coś na wzór jego imiennika, Brudnego Harry'ego.
Mocną stroną „Czerwonego gardła” bez wątpienia jest misternie zbudowana intryga. Ciężko przewidzieć, co stanie się kartkę dalej. Nagłe zwroty akacji potęgują tylko niepewność czy białe faktycznie jest białe, czy czasem w rzeczywistości nie skrywa ono czerni. Jedynie do czego mogę się przyczepić, to że w świecie automatycznych sekretarek i telefonów komórkowych bohaterzy aby wyjawić zdobyte niedawno ważne informacje potrzebują najpierw spotkać się ze sobą. Czy tak ciężko napisać „Książę to...” ?. 
„Czerwone gardło” w 2004 roku zostało uznane w Norwegii za najlepszy kryminał wszechczasów. Czy był to osąd słuszny nie mnie oceniać. Czy dziś też tak Norwegowie uważają, tego nie wiem. Z pełną świadomością mogę jednak stwierdzić, iż w twórczości Nesbø jest przynajmniej jedna książka, którą cenię wyżej od „gardła”. Tą książką jest „Trzeci klucz”, kolejna część „Trylogii z Oslo”, ale więcej o tej powieści przy okazji  następnej recenzji. Powieść oceniam na piątkę z drobnym minusem.

quidam