poniedziałek, 16 grudnia 2013

Mons Kallentoft - Wodne anioły

„Nie zawracajcie sobie głowy Stiegem Larssonem, Kallentoft jest lepszy”, czytamy na okładce książki. Tylko kim jest autor tych słów, niejaki Magnus Utvik? Ponoć krytykiem literackim. Przyznam szczerze,  nie znam. Być może tym stwierdzeniem skazuję się na ośmieszenie, ale naprawdę nie znam. A nie ukrywajmy, wielka popularność skandynawskich kryminałów sprawia, że niemalże każdy wydawca chce mieć w swojej ofercie chociaż jeden tytuł z tego gatunku, licząc na duże zyski ze sprzedaży. Jesteśmy więc zalewani następcami, mistrzami, tego a tego pisarza. I nie da się ukryć, nie zawsze są to wysokich lotów książki. Dlatego podchodzę z dużym dystansem do takich zachęt. Choć z drugiej strony z przyjemnością sięgam po każdy kryminał skandynawski, jaki jest w pobliżu mych rąk. Absurd? Z pewnością, jednak powieści m. in. Mankella, Nesbø, czy wyżej wspominanego Larssona na zawsze wywróciły mój czytelniczy świat, sprawiając, że każda następna pozycja z tamtych regionów spotyka się z dużym zainteresowaniem z mej strony. 

Nie inaczej było z „Wodnymi aniołami”. Zwłaszcza, że nie miałem wcześniej styczności z twórczością Kallentofta. Pierwsze strony niestety, trochę ostudziły mój entuzjazm. Drażniła narracja, raz w pierwszej osobie, raz w trzeciej. Odczuwałem chaos, który z każdą kolejną kartką na szczęście zanikał. Gdy już przyzwyczaiłem się do stylu pisarza, mym oczom ukazał się świat, za jaki pokochało kraje skandynawskie miliony osób na świecie. Mrok, duży nacisk na tło społeczne oraz wyrazisty bohater z jego wszystkimi wadami. Komisarz Malin Fors nie potrafi odnaleźć wspólnego języka z dorastającą córką, ma kłopoty w miłości i usilnie walczy by znów nie popaść alkoholizm. Jest też prawdziwą gwiazdą na posterunku w Linköping. Choć trzeba podkreślić, iż nie jest osamotniona w walce z przestępczością. Może liczyć w każdej chwili na kolegów. Razem tworzą zgraną paczkę, w której wszyscy nawzajem siebie uzupełniają.

„Wodne anioły” to kolejna książka, gdzie w głównej roli występuje Malin Fors i zarazem pierwsza część nowej serii o losach policjantów z Linköping. Tym razem muszą oni rozwiązać sprawę morderstwa bogatego małżeństwa, a także odnaleźć ich adoptowaną pięcioletnią córkę. Gdzie jest dziewczynka? Czy porwał ją zabójca? Może zdołała uciec i ukrywa się gdzieś w pobliżu? Czy jeszcze żyje? Z każdym kolejnym krokiem rodzą się nowe pytania. W raz z postępem śledztwa na światło dzienne wypływają coraz to bardziej mroczne sekrety zabitych? Korupcja, nielegalny handel - czy to były przyczyny zbrodni? Jeśli tak, to jaki ma to związek z zaginięciem dziecka?

Ciekawym zabiegiem są pojawiające się co jakiś czas głosy zabitych. Widzą oni, jak pracują policjanci, komentują wydarzenia. Oczywiście nie wpływa to w żaden sposób na śledztwo. Autor dość wyraźnie postawił granicę między światem żywych a umarłych. Dał im jednak możliwość wytłumaczenia się przed czytelnikiem ze swoich postępków. Poznajemy punkt widzenia na różne sprawy od strony śledczych i ofiar. Od nas zależy z czyim zdaniem się zgodzimy.

„Wodne anioły” to bardzo dobry kryminał. Ciekawie poprowadzona akcja sprawia, że do końca nie jesteśmy wstanie przewidzieć, jak zakończy się książka. A gdy ktoś zada mi pytanie, kto lepszy Larson czy Kallentoft, odpowiem, że obydwaj należą do ekstraklasy skandynawskich pisarzy kryminałów. 

quidam