piątek, 8 stycznia 2016

Remigiusz Mróz - Zaginięcie

Nic dobrego nie może wróżyć nagły telefon od znajomego, niewidzianego od wielu lat. Zwłaszcza, jeżeli dzwoni późną nocą. Jedynym rozsądnym rozwiązaniem w takiej sytuacji wydaje się szybkie zakończenie rozmowy i wyłączenie telefonu.  Joanna Chyłka tak jednak nie czyni. Nie dość, że wysłuchuje drugą stronę do końca, to na dodatek godzi się zostać jej obrońcą.

Pewnej nocy ze swego pokoju znika kilkuletnia dziewczynka. Podejrzenie pada na jej rodziców. Chyłka wraz z aplikantem Kordianem Oryńskim przez kolegów zwanym Zordoniem robią wszystko, by udowodnić niewinność swych klientów. Zadanie nie należy do prostych, gdyż wszelkie dowody tylko potwierdzają winę podejrzanych. Sprawny alarm, żadnych śladów włamania, w dodatku świadek, który zapewne widział w ciemnościach ojca jak w towarzystwie córki idzie gdzieś wzdłuż jeziora. Czy Szlezyngierowie faktycznie zabili swoje dziecko? Wgryzając się coraz głębiej w sprawę, obrońcy natrafiają na coraz więcej znaków zapytania, a to co na pierwszy rzut oka wydawało się proste i oczywiste, takie faktyczne nie jest. Jedynie wina Szlezyngierów niezmiennie zadaje się być poza wszelkimi wątpliwościami.

Podoba mi się podejście Chyłki. Nieważna prawda, byle wygrać. Klient może być sprawcą najcięższych zbrodni, a ona i tak stanie na głowie by przedstawić go w jak najlepszym świetle. Teraz rozumiem, dlaczego adwokaci przed kamerami opowiadają przeróżne farmazony byle tylko przestępcę wybielić. I nie ma najmniejszego znaczenia, że to co mówią jest sprzeczne z ich poglądami prywatnymi, bronią i robią to najlepiej jak potrafią, ponieważ taka jest ich praca. Dlatego jeżeli słyszę „mój klient został niesłusznie skazany” albo „sędziowie popełnili błąd” nie zmieniam nerwowo kanału, nie złorzeczę autorowi tych słów, po prostu się uśmiecham, gdyż zdaję sobie sprawę, iż jestem w tym momencie świadkiem pewnej gry, a występujący przede mną „aktor” nie może wypowiedzieć innej kwestii.  

Remigiusz Mróz, mimo młodego wieku (rocznik 1987) może się pochwalić już całkiem sporym dorobkiem literackim. Do tej pory napisał siedem dobrze przyjętych wśród czytelników książek, a na 13 stycznia przewidziano wydanie kolejnych dwóch*. Co ciekawe w swej twórczości nie pozostaje wierny tylko jednemu gatunkowi literackiemu. Na swym koncie ma powieści kryminalne, historyczno-przygodowe i science fiction. „Zaginięcie” należy do tej pierwszej grupy, stanowi ono również kontynuację cyklu, w którym bohaterami są Joanna Chyłka i Kordian Oryński.

Czytając „Zaginięcie” z początku przeszkadzały mi dwie rzeczy, lakoniczność opisów oraz osobowość Chyłki. W pierwszym przypadku niby wiemy, gdzie akcja się rozgrywa, ale równie dobrze mogłoby to być dowolne miejsce na świecie. Podobnie sprawa wygląda z przedstawianiem budynków, przedmiotów czy postaci. Żadnych charakterystycznych cech, same ogólniki. Nad tym autor musi stanowczo popracować. Co do charakteru bohaterki, zapewne Mrozowi zależało, aby Joanna była osobą kąśliwą, pewną siebie, lubiącą ironizować, niestety wyszedł mu najprawdziwszy cham. Cham, o zgrozo, którego wszyscy tolerują. Na szczęście z każdą następną stroną coraz rzadziej zwracałem uwagę na te elementy i z największą przyjemnością śledziłem kolejne kroki bohaterów. Sama Chyłka z czasem jakby też „spuściła lekko z tonu”, a może po prostu ją polubiłem.

Kto jeszcze nie miał styczności z książkami Mroza i na razie nie planuje po nie sięgać, powinien przynajmniej zapamiętać jego nazwisko. Jestem przekonany, iż w przyszłości dużo namiesza w polskiej literaturze kryminalnej. Ja tymczasem z niecierpliwością czekam na następne spotkanie z Joanną i Kordianem.

quidam

*Informacje pobrane z portalu lubimyczytać.pl  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz