środa, 30 maja 2018

Małgorzata Musierowicz - „Jeżycjada”

Pierwszy raz z twórczością Małgorzaty Musierowicz zetknęłam się w dzieciństwie. Opowiadania adresowane do dzieci np. „Kredki”, „Hihopter”, „Rybka” – należały do moich ulubionych lektur. Chyba dlatego, że nie opisywały jakichś stworów, dziwacznych potworów, lecz mówiły o zwyczajnych sytuacjach - w przedszkolu, w domu, na podwórku. Bohaterami tych historii były dzieci, z którymi ławo można było się utożsamić.

Potem przyszedł czas na kolejne, bardziej "poważne" książki tej autorki. I tak zetknęłam się z "Jeżycjadą" . Pierwsze tomy - "Szóstą klepkę", "Kłamczuchę" czy „Kwiat Kalafiora” poznawałam w szkole podstawowej, w latach 90. (ubiegłego już stulecia). Następnie po wieloletniej przerwie, wróciłam do cyklu, nadrabiając zaległości, już jako dorosła osoba.

„Jeżycjada” wychodzi już od ponad 40 lat. Do tej pory ukazały się 22 tomy serii (ostatni – wydany w marcu br. nosi tytuł "Ciotka Zgryzotka", kolejny – 23. tom „Chucherko” - jest w przygotowaniu). Cykl cieszy się ogromną popularnością. Świadczy o tym, np. spotkanie z autorką, w którym miałam okazję uczestniczyć. 21 kwietnia br. do poznańskiego EMPIKU przybyły tłumy miłośników twórczości Małgorzaty Musierowicz z całej Polski (ponad 90% obecnych stanowiły kobiety, co mnie jakoś specjalnie nie zaskoczyło). Były to osoby w różnym wieku. Każdy „fan” dzierżył w ręku egzemplarz książki autorki, oczekując na autograf. Najbardziej zdesperowani czekali na ten moment nawet kilka godzin!

Na czym polega fenomen „Jeżycjady”?
Cykl osadzony jest w konkretnej czasoprzestrzeni. Poszczególne powieści opowiadają o codzienności, o zwyczajnym życiu nastolatków. Akcja większości książek rozgrywa się w poznańskiej dzielnicy Jeżyce (od niej wywodzi się nazwa cyklu), o której w ten sposób wypowiedział się prof. Barbanera z Mediolanu:

„Przebyłem tę dzielnicę wszerz i wzdłuż (…) – w gruncie rzeczy z narażeniem życia, bo gdziekolwiek się zwracałem, trzymałem w jednej ręce otwartą książkę , a w drugiej plan, próbując zaglądnąć do obu, przez co o mało nie wpadłem pod samochód (…). Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że wszystkie nazwy ulic wymienione w Jeżycjadzie są na miejscu i do odszukania, a same ulice mają rzeczywiście taki bieg, jaki im Autorka nadała. W żadnym tomie nie znalazłem jakiejś fikcyjnej nazwy. Zgadzają się numery i trasy tramwajów, ich wygląd i odgłosy, jakie z siebie wydają (…)” .

A zatem miejsce akcji książek jest bardzo realne, namacalne, możliwe do zlokalizowania na mapie, a nawet do odwiedzenia. Czas akcji również jest konkretny: akcja pierwszego tomu toczy się w 1975 roku, akcja ostatniego – w roku 2017. Na naszych oczach bohaterowie dorastają, zakochują się, zawierają małżeństwa, zakładają rodziny… Postaci zmieniają się na naszych oczach, starzeją wraz z odbiorcami.

Czytelnicy postaci z „Jeżycjady” traktują jak własnych znajomych. Czasem aż ma się ochotę do nich „wpaść” na herbatkę i ciasteczka, by wspólnie pożartować i pogawędzić... Kolejne tomy cyklu pozwalają odkryć, co nowego u nich słychać. Powieści przepełnione są ciepłą atmosferą i humorem. Nastrajają optymistycznie.

Nie czytam serii w porządku chronologicznym, lecz „wyrywkowo”. I tak po najnowszych częściach cyklu, wróciłam do początków serii. Ostatnio przeczytałam szóstą część cyklu zatytułowaną „Brulion Bebe B.” Kilka słów o powieści:

Główną bohaterką jest tytułowa Bebe (Beata) – poznańska (jakżeby inaczej) licealistka oraz jej młodszy brat – Konrad (zwany Koziem) - uczeń szkoły podstawowej. Rodzeństwem (z powodu emigracji matki i nieobecności ojca) zajmuje się szalona Aniela Kowalik (główna bohaterka „Kłamczuchy”). Do akcji wkracza także znany z skądinąd Bernard Żeromski. Ci dwaj bohaterowie wprowadzą najbardziej humorystyczne elementy, ubarwiają książkę. Powieść toczy się w roku 1988 (czyli 30 lat temu), ale wydaje mi się współczesna, uniwersalna. Nie odnosiłam wrażenia, żeby „trąciła myszką”. Miałam np. podobne (niestety niezbyt pozytywne) odczucia, co do nauki w liceum, jak bohaterowie. Jak to w książkach Małgorzaty Musierowicz bywa – tu także pojawiają się wątki „miłosne”. Jeden z nich  (bardzo zabawny) dotyczy Anieli i nowo poznanego dentysty  Krystiana, drugi – to wątek uczuciowy pomiędzy licealistami – tytułową bohaterką i chłopakiem o pseudonimie „Dambo”. Oba nie są za bardzo wydumane i naciągane (jak to czasami u Małgorzaty Musierowicz bywa). W powieści od czasu  do czasu pojawiają się też inni, znani z wcześniejszych części bohaterowie - oprócz Anieli i Bernarda, spotkamy dyrektora Pieroga, emerytowanego profesora Dmuchawca oraz moją ulubioną postać - Natalię Borejko.

Jeśli chodzi „Jeżycjadę” - oczywiście pojawiają się głosy krytyczne dotyczące cyklu. Niektórzy czytelnicy dzielą serię  na „starą” i „nową” . Stara – jest w ich mniemaniu lepsza, nowa - trochę gorsza. Według „krytykantów” - autorka nie odnajduje się już we współczesności, bohaterowie „kiszą się” we własnym sosie, zmieniają się na niekorzyść. Pojawia się moralizatorstwo i pisanie według schematu: wczesne zakochanie się pary bohaterów (zazwyczaj w liceum), które po kilku latach  zostaje szczęśliwie sfinalizowane na ślubnym kobiercu.

Krytyka, krytyką, ale nakład każdej części „Jeżycjady” przekracza 100 tys. egzemplarzy. Powieści tłumaczone są na wiele języków świata (w tym na wietnamski i japoński). Autorka za swą twórczość otrzymała wiele prestiżowych nagród (i to nie tylko za te „stare” części). Jest jeszcze dodatkowy atut: ilustracje. Małgorzata  Musierowicz (absolwentka Wydziału Grafiki PWSSP) sama  ilustruje swoje powieści (to również znak rozpoznawczy „Jeżycjady”).

Myślę, że te fakty mówią same za siebie. Jeśli ktoś jeszcze nie zetknął się z twórczością autorki „Szóstej klepki” - to gorąco zachęcam do przeczytania choćby jednej części cyklu. Warto poznać, warto przeczytać i  samemu wyrobić sobie opinię.

MegPee

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz