„Umarli mają głos” to w rzeczywistości dwanaście opartych na faktach, sfabularyzowanych historii, rozgrywających się we Wrocławiu lub w jego okolicach. Autorzy ukazują w nich, ile dobrego może wnieść do śledztwa ekspertyza fachowo wykonana przez medyka sądowego w trakcie sekcji zwłok. Dlatego przedstawiane w książce zbrodnie, a także hipotezy i wnioski proponowane przez Jerzego Kaweckiego są prawdziwe. Prawdziwy jest też sposób jego postepowania. Zmianie natomiast uległ czas rozgrywania poszczególnych wydarzeń, nazwiska bohaterów, gdzieniegdzie dodano fikcyjne wątki. Wszystko w celu aby nie naruszyć dóbr osobistych ludzi, którzy w bohaterach tych – że tak powiem – reportażowych opowiadań mogą rozpoznać siebie, swoich bliskich czy znajomych.*
Marek Krajewski zaskakuje. Już pomijam tematykę książki, choć po prawdzie już sama ona może najbardziej dziwić, jednak moją uwagę od samego początku przykuł sposób, w jaki opowiada pisarz. Zamiast długich, szczegółowych opisów nierzadko o filozoficznym zabarwieniu autor stawia na dynamizm i prostotę. Dzięki takiemu zabiegowi czytelnik nie jest zarzucany skomplikowanym słownictwem medycznym, ani nie męczy się w trakcie śledzenia kolejnych kroków Jerzego Kaweckiego przy stole prosekcyjnym. Od razu chciałbym zaznaczyć, daleko mi od krytyki umiejętności pisarskich Marka Krajewskiego. Po prostu uważam, iż to co dobrze funkcjonuje w jego powieściach, niekoniecznie sprawdziłoby się tutaj. A tak otrzymujemy dwanaście ciekawych, trzymających w napięciu opowiadań kryminalnych, które wymyśleć mogło jedynie życie.
Szkoda tylko, że na końcu nie zamieszczono przekładów występujących gdzieniegdzie zwrotów łacińskich. Niby obcujemy z nimi na co dzień, a przynajmniej z ich częścią, ale nie sądzę by każdy wiedział co oznaczają. Ot, taki malutki kamyczek do ogródka.
quidam
*Fragment przedmowy autorstwa Marka Krajewskiego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz