czwartek, 26 października 2017

Maurycy Nowakowski - Riverside. Sen w wysokiej rozdzielczości

Życie bywa przewrotne i często niesprawiedliwe. Gdy wydaje się, że  wszystko przebiega po naszej myśli i z optymizmem zaczynamy spoglądać w przyszłość, następuje nagły zwrot, zmuszający nas do weryfikacji dotychczasowych planów. Nie inaczej jest w przypadku polskiej grupy Riverside. Będąc na ostatniej prostej by zaistnieć w świadomości przeciętnego słuchacza, niespodziewanie musieli przystanąć. Oby tylko chwilowo. Ponieważ nie licząc kilku chlubnych wyjątków, na muzycznej mapie świata, tak naprawdę nie znaczymy nic.
Riverside od samego początku wykazywał ogromny potencjał artystyczny, a debiutancki album tylko to potwierdził. Z każdym kolejnym koncertem zespołowi przybywało coraz więcej fanów. Zewsząd zaczęły spływać pochlebne recenzje. Po wydaniu drugiej płyty w środowisku progresywnym już nikt nie miał wątpliwości: o to nad Wisłą narodził się diament w najczyściejszej postaci.

Książka Maurycego Nowakowskiego „Riverside. Sen w wysokiej rozdzielczości” opisuje piętnaście lat działalności grupy. Jej drogę od pierwszych prób do pierwszych sukcesów,  od skromnych koncertów, po występy na całym świecie. Całość powstała na podstawie rozmów przeprowadzonych z muzykami, czyli Piotrem Mittloffem Kozieradzkim, Piotrem Grudzińskim, Mariuszem Dudą i Michałem Łapajem, oraz osobami na co dzień z nimi współpracującymi: „Wiedza i znakomita większość cytatów wykorzystanych w książce pochodzi z moich rozmów z muzykami Riverside, oraz <<świadkami historii>>, przeprowadzonych w latach 2013-2016”.[1]

Dowiadujemy się między innymi, dlaczego panowie utożsamiani wcześniej ze sceną metalową, niekiedy wręcz ekstremalną, postanowili grać rocka progresywnego. Piotr Kozieradzki: „Poszedłem do <<Trójki>> i ten koncert przewrócił mi trochę w bani – śmieje się, wspominając. – Mam wrażenie, że wydarzenia tamtego wieczoru w największym stopniu sprawiły, że chciałem grać właśnie taką progresywną muzykę”[2] (mowa o występie 06.04.2001 r. w studiu im. Agnieszki Osieckiej brytyjskiej kapeli Porcupine Tree), „Album Domain  <<Get Ettami>> ukazał się ostatecznie w 2002 roku, zbierając bardzo dobre recenzje, ale entuzjazm Piotra do tego czasu zdążył wyparować. Już w trakcie trudnych prac nad tą płytą Mittloff zaczął szukać muzycznej alternatywy. Czuł, że czas Domain dobiega końca, kryzysy i napięte sytuacje przypominały mu okres rozstania z Hate. Coraz bardziej męczyły go układy panujące w środowisku muzyki metalowej, no i przede wszystkim ciągnęło go w kierunku progrocka. ”[3] Jakie zrobili na sobie pierwsze wrażenie, Piotr Grudziński: „Zobaczyłem takiego bysiora stojącego na bramce  i ktoś mi powiedział: <<Ty, to jest ten Mittloff, wiesz, ten z Hate…>>. To był byku taki, że on tam strach siał.”[4], z kolei Mariusz Duda dodaje: „Poznałem ich i pomyślałem sobie: o Boże, kto to jest, w co ja się wpakowałem? – Na samo wspomnienie Duda się śmieje – Nie powiem, żeby zrobili na mnie pozytywne pierwsze wrażenie. A tu proszę, jeden pan zaczął grać na gitarze, drugi na perkusji i robili to zupełnie nieźle, z tym, że szybko zdałem sobie sprawę, że kompletnie nie wiedzą, co chcą tworzyć. ”[5] Poznajemy kształt i przebieg pierwszych koncertów w Polsce i zagranicą. Michał Łapaj: „Backstage’em było małe podwórko, przez które wchodziło się także do klubu. Miejsce o tyle okropne, że od razu po wejściu do środka widniała długa, szeroka rynna, do której wszyscy sikali, stąd nieprzyjemny zapach rozchodzący się po całym klubie.” [6] (opis występu w Genk podczas debiutanckiej trasy po Europie). Artyści mówią również o kłopotach i obawach związanych z wykonywanym zawodem: „To było chyba jego apogeum problemów z astmą – mówi Mittloff.- W Lizard Kingu mieli dziwnie usytułowaną scenę, tyłem do okien wychodzących na ulicę, a przodem do wyjścia, tam wszędzie wokół byli ludzie, straszny tłok, a przez to mało powietrza. Być może oprócz astmy włączył się też niepokój związany z tym tłokiem i brakiem normalnego backstage’u. Ostatecznie Mariusz zszedł na dziesięć minut, żeby złapać powietrza, my nie wiedzieliśmy o co chodzi, czekaliśmy na scenie.”[7], czy „Niedługo po oficjalnym komunikacie mówiącym o komercyjnym sukcesie <<ADHD>>  do skrzynek pocztowych Mariusza, Grudnia i Mittloffa trafiło pismo od prawnika, z którego wynikało, że były klawiszowiec Riverside, Jacek Mielnicki, żąda od ekskompanów stu tysięcy złotych za swój udział w procesie tworzenia albumu <<Out of Myself>>.”[8] Ale kariera muzyczna to przede wszystkim jedna wielka przygoda z wieloma pozytywnymi momentami: „Dojechaliśmy o ósmej rano do Moskwy – mówi Grudzień. - Spałem może ze dwie godziny, a tam na peronie chyba z dziesięć osób z transparentem. Dostaliśmy upominki, wódkę i ogórki. Fani naprawdę się spisali, na każdym kroku okazywali nam sympatię.”[9]

Książka jest sprawnie napisana, nie nudzi, nie męczy. Duży plus dla Nowakowskiego za sposób,  w jaki przedstawia twórczość zespołu. Przy każdym utworze zamieścił szczegółowy komentarz, nierzadko wzbogacony wypowiedzią któregoś z muzyków, a mimo to napisany jest on prosto i przejrzyście, bez niezrozumiałej dla przeciętnego słuchacza terminologii muzycznej. Kolejny plus należy się za przybliżenie najważniejszych wydawnictw powstałych współcześnie w rocku progresywnym i zestawienie ich z albumami Riverside. Dzięki temu łatwiej zrozumieć fenomen grupy, jej mądrość w reagowaniu na trendy panujące w progresji oraz umiejętność bycia o krok przed konkurencją.

Przeważnie z dużym dystansem podchodzę do książek dedykowanym zespołom będących na początku, bądź w połowie swojej drogi artystycznej. Nawet jeżeli odniosły niebotyczny sukces. Gdyż jeszcze wiele przed nimi. Podobnego zdania byłem, kiedy usłyszałem po raz pierwszy o pracach nad biografią Riverside. „Za szybko” -  mówiłem. Jednak przedwczesna śmierć Piotra Grudzińskiego (21.02.2016 r.) zmusza do przewartościowania własnych poglądów. Bo to już nie jest tylko historia grupy stojącej u szczytu sławy, a podsumowanie pewnego definitywnie zamkniętego rozdziału, ery z Piotrem Grudzińskim. Maurycy Nowakowski:  „Przeprowadziłem w tym czasie trzydzieści wywiadów, rejestrując na dyktafonie około stu godzin wspomnień. W tym sześć, kilkugodzinnych rozmów z Piotrem Grudzińskim. Gdybym w 2014 ugiął się pod jakimikolwiek wątpliwościami i zwlekał z rozpoczęciem pracy, o dostępie do szczegółowych wspomnień Grudnia mógłbym zapomnieć. Zabrałby je na zawsze ze sobą…” [10].

Riverside po rocznej przerwie wznowił działalność. Wraz z nowym gitarzystą koncertowym wyruszył w trasę występując po różnych zakątkach Europy. W 2018 planuje wydać kolejny album. Wierzę mocno, iż chłopaki w przyszłości jeszcze wiele zamieszają, że z każdym następnych albumem będą docierać do coraz większej liczby słuchaczy, że zwołują niejedną listę. A za piętnaście lat Maurycy Nowakowski napisze: Riverside. Sen w wysokiej rozdzielczości cd. – 15 lat na samym szczycie muzycznego Olimpu.

quidam

[1] Maurycy Nowakowski, Riverside. Sen w wysokiej rozdzielczości. Czerwonak: In Rock 2016, s. 407
[2] Tamże, s. 57
[3] Tamże, s. 58
[4] Tamże, s. 50
[5] Tamże, s. 80
[6] Tamże, s. 175
[7] Tamże, s. 206
[8] Tamże, s. 294
[9] Tamże, s. 292
[10] Tamże, s. 9

wtorek, 29 sierpnia 2017

Johan Cruyff - Autobiografia

Johana Cruijffa[1] przeciętnemu miłośnikowi piłki nożnej przedstawiać nie trzeba. Ikona futbolu holenderskiego i nie tylko. Autorytet na boisku i poza nim. Piłkarz kompletny. Długo jeszcze można by wymieniać. I wszystko byłoby prawdą. Dlatego niezmiernie cieszę, że książka ta powstała, a Cruijffowi starczyło sił oraz czasu, aby ją ukończyć (zmarł na raka płuc tuż po jej napisaniu). Choćby dlatego, że ci, którzy całe swoje życie poświęcają robieniu tego co naprawdę kochają, zawsze mają wiele ciekawego do przekazania.

Wiem też, że jeśli chodzi o sprawy piłki nożnej mam jedną wadę – myślę tylko o byciu na szczycie. Jako zawodnik czy trener nie potrafię robić niczego na niskim poziomie, staram się być najlepszym w swoim zawodzie”[2] czytamy w prologu. Taka również jest ta książka. Historią człowieka cały czas dążącego do perfekcji. Objaśniającą przede wszystkim jego sposób rozumowania gry w piłkę, zasad jakich przestrzegał w wyniku czego osiągnął aż tyle. Mało tu opisów meczów, czy analiz strzelanych bramek. Dla Cruijffa niewiele to znaczy. Jego „…bardziej interesuje idea futbolu” [3]. Idea futbolu totalnego.

Na początku lat siedemdziesiątych Holandia zachwyciła cały piłkarski świat. W tym niewielkim kraju zrodził się system gry, gdzie nie istniał jednolity podział na obrońców, pomocników i napastników. W zależności od potrzeby obrońca stawał się atakującym, a napastnik obrońcą. Dzięki temu gra pomarańczowych (tak nazywana jest reprezentacja Holandii) była z jednej strony niezwykle widowiskowa, a z drugiej bardzo skuteczna. „Zawsze powtarzałem, że trzeba grać pięknie i ofensywnie. To musi być spektakl”[4].

Od najmłodszych lat uczestniczył w zajęciach organizowanych w szkółce Ajaksu. „Moje życie od samego początku było podporządkowane piłce nożnej. Rodzice mieli sklep owocowo-warzywny w Betondorp, kilkaset metrów od należącego do Ajaksu stadionu De Meer w Amsterdamie, było to więc nieuniknione”[5]. Tam pod czujnym okiem trenerów rozwijał swe umiejętności: „Ale żeby móc chociaż raz poprowadzić piłkę w sposób doskonały, należy wcześniej przećwiczyć to sto tysięcy razy na treningu – i właśnie na to poświęcaliśmy swój czas. Taka była metoda szkolenia w Ajaksie, klubie, z którego wychodzili zawodnicy należący do najlepszych na świecie pod względem technicznym”[6]. Zresztą miał szczęście do trenerów, co często podkreśla w autobiografii, którzy wiele go nauczyli i pozwolili zrozumieć, na czym tak naprawdę polega gra w piłkę nożną.

Po zakończeniu czynnego uprawiania sportu Cruijff rozpoczął karierę trenerską. Jego nowatorskie podejście w tej dziedzinie sprawiło, iż niemal natychmiast zaczął odnosić sukcesy na tym polu. Istotną rolę odegrał tutaj powołany przez niego sztab szkoleniowy, składający się wyłącznie z fachowców. Cruijff zdawał sobie sprawę ze swoich ograniczeń, dlatego część zajęć prowadzili zatrudnieni przez niego specjaliści. „Delegowałem sesje treningowe, skauting i różne obowiązki na innych po prostu dlatego, że byli w tym lepsi niż ja. Nigdy nie udawałem, że wszystko potrafię zrobić”.[7]. W innym miejscu czytamy: „Większość klubów ma głównego trenera i asystenta, ale w Ajaksie sztab treningowy nagle rozrósł się do siedmiu osób”[8]. Podobne mechanizmy zastosował pracując później w Barcelonie, co zaowocowało stworzeniem drużyny do dziś nazywanej Dream Teamem. 

Holender znany był ze swojej bezkompromisowości. Potrafił bez owijania mówić co mu leży na sercu. W książce dość krytycznie wypowiada się o osobach odpowiedzialnych za zarządzenie klubami. W nich widzi głównych sprawców wszelkiego zła w piłce nożnej. „W topową piłkę jest zaangażowanych znacznie więcej pieniędzy, ale popełnia się wiele tych samych błędów. W rezultacie decyzje podejmują członkowie zarządów, którzy nie mają zielonego pojęcia, czy dobrze robią. Dokonuje się wyborów na podstawie osobistych rozmów oraz lobbowania w salach posiedzeń i gabinetach dyrektorów. Niekiedy przynosi to żałosne rezultaty, przy czym ostatecznie to trenerzy wystawieni są na odstrzał, podczas gdy decydenci pozostają poza linią frontu”[9].

Cruijff mało pisze o życiu prywatnym. Jeżeli miały miejsce jakieś złe rzeczy, to nie wywleka ich na światło dzienne. Jedynie więcej czasu poświęca synowi, a dokładniej mówiąc jego karierze sportowej oraz pewnemu zdarzeniu, przez co musiał odmówić gry w reprezentacji na mistrzostwach w 1978 roku.   

Ostatni rozdział dotyczy w dużej mierze działalności charytatywnej Cruijffa. Założona przez niego fundacja do dziś wspiera dzieci, w ich dążeniu do stawania się coraz lepszymi sportowcami. „Fundacja współpracuje ze szkołami, federacjami sportowymi, rządami, firmami i innymi partnerami, i najprościej mówiąc, jej celem jest danie każdej młodej osobie, niezależnie od pochodzenia i umiejętności, szansy na realizację marzeń, a w tym wypadku stworzenie jej warunków do uprawiania sportu i codziennego trenowania” [10]. Warto w tym miejscu wspomnieć, iż obszar działania Fundacji Cruijffa nie ogranicza się tylko do Holandii, o czym świadczy wybudowane dzięki jej wsparciu boisko przy Szkole Podstawowej nr 93 im. Lucjana Rydla w Krakowie.

„Autobiografia” Johana Cruijffa jest książką poświęconą wyłącznie piłce nożnej. Odpowiedzią dlaczego tak wielu ludzi na świecie pasjonuje się futbolem. Autor zdradza nam tajemnice swojego sukcesu jako sportowca i jako managera. Odkrywa czarne strony sportu, gdzie pieniądz potrafi zniszczyć wszystko, co przez wiele lat ciężko było budowane. A czyni to w sposób prosty i przejrzysty. Lektura obowiązkowa dla wszystkich miłośników piłki nożnej.

quidam

[1] Oryginalnie nazwisko piłkarza pisze się Cruijff, jednak w książce stosowana jest angielska pisownia jego nazwiska, Cruyff.
[2]  Johan Cruyff, Autobiografia. Kraków: Wydawnictwo Literackie 2016, s. 13
[3] Tamże, s. 17
[4] Tamże, s. 45
[5] Tamże, s. 17
[6] Tamże, s. 27 
[7] Tamże, s. 128
[8] Tamże, s. 130
[9] Tamże, s. 140
[10] Tamże, s. 309