środa, 11 stycznia 2012

Felicitas Hoppe - Pigafetta

Sięgnęłam po książkę Felicitas Hoppe „Pigafetta”, bo tkwi we mnie marzenie podróży dookoła świata. Dodatkowo intrygujący był fakt, że autorka przeznaczyła na tę wyprawę pieniądze z nagrody za debiutancką książkę, zbiór krótkich opowiadań zatytułowanych „Picknick der Friseure”. Jak stwierdziła w jednym z wywiadów, postanowiła przehulać te pieniądze, a zrobiła to w dosyć ekstrawagancki sposób, bo czteromiesięczną drogę szlakiem Magellana spędziła nie na statku turystycznym, ale na handlowym kontenerowcu. Jak magnes zadziałał na mnie tytuł książki – tajemniczy Pigafetta – smakowałam to słowo, nie znając jego znaczenia, kryło w sobie zapowiedź
czegoś niezwykłego. Nie rozczarowałam się, gdy poznałam biografię Antonio Pigafetty, włoskiego bogacza, który zrealizował swoje marzenia i opłynął kulę ziemską na pokładzie jednego ze statków flotylli Ferdynanda Magellana. Dramatyczna wyprawa ku Wyspom Korzennym, trwająca niespełna trzy lata, dla wielu jej uczestników zakończyła się tragicznie, lecz Pigafetta okazał się tym szczęściarzem, który uszedł z życiem, a światu zaprezentował się jako doskonały kronikarz. Jego dziennik podróży (w Polsce ukazał się w 1992 roku jako „Relacja z wyprawy Magellana dookoła świata”) do dziś jest ciekawą lekturą dla zainteresowanych realiami życia i podróżowania w XVI wieku. Po upływie kilku setek lat od tamtych wydarzeń Pigafetta wyrusza znowu w rejs dookoła świata – jego duch towarzyszy bohaterce książki Felicitas Hoppe, jest czasem natrętnym towarzyszem, ale i doradcą i pomocnikiem w pokonaniu trudów życia w dusznym, pełnym ograniczeń mikroświecie, jakim jest statek z podróżnikami na pokładzie. A są nimi załoga i podobni do narratorki marzyciele, pragnący skonfrontować swoje wyobrażenia o micie podróżowania przez morza świata z rzeczywistością. Towarzysze podróży są darem od losu i mimo, że narratorka nie oszczędza ich, twierdząc, że są to tchórzliwy uciekinierzy od życia na lądzie, opisuje ich z wrażliwością, delikatnie pastwiąc się nad ich śmiesznostkami, przywarami, a czasem nawet paskudnymi wadami. W onirycznym rejsie, jaki kreśli Felicitas Hoppe, jego uczestnicy, jak bohaterowie snów, pojawiają się i znikają, giną w morskich odmętach, by znów zaistnieć… może we wspomnieniach? Felicitas Hoppe jest pisarką o niezwykłej wyobraźni, dlatego jej książka nie zadowoli tych, którzy poszukują przygodowych relacji z morskiej podróży. Na kartach powieści nie odnajdziemy postaci morskiego wilka ani egzotycznych pejzaży, brak tu zapachu morskich odmętów, szumu fal, krzyku mew. Znajdziemy za to wieloryba ze świecą w brzuchu, krajobrazy wysp, „gdzie nie ma zim, ani cmentarzy”, płochliwe karły, których uszy są tak ogromne, że „jedno służy za łóżko, a drugie za kołdrę”. Nie spodziewajmy się, że jakiekolwiek realia pozwolą, że racjonalnie zakotwiczymy się między słowami – autorka wciąż buja, obszary jej wyobraźni sięgają dalej niż horyzont, a my, nie czując ziemi pod stopami, oddalmy się w jeszcze dalsze zakamarki naszej wyobraźni, pozwólmy się unieść, pomarzmy, pofantazjujmy, odpłyńmy w magiczne przestrzenie… I nie bójmy się choroby morskiej, wszak, jak twierdzi Felicitas Hoppe są dwa jej rodzaje: ta w brzuchu i ta w głowie.
Felicitas Hoppe
Pigafetta
Wołowiec, Wydawnictwo „Czarne”, 2007

DzOz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz