wtorek, 21 lipca 2015

Jo Nesbø - Krew na śniegu

Nie rozumiem czasami,  czym kieruje się wydawnictwo ustalając taką, a nie inną cenę za książkę. Zdaję sobie sprawę, że niektóre nazwiska na okładce same w sobie gwarantują lepszą sprzedaż, jednak 29,90 za... no właśnie za co -  to już lekka przesada. Z całym szacunkiem dla Jo Nesbø, bez wątpienia jednego z najlepszych pisarzy kryminałów w Skandynawii i nie tylko, ale tych 160 stron, choć w rzeczywistości jest ich o wiele mniej, powieścią ciężko nazwać. Dlatego cena za opowiadanie, raptem pięć złoty mniejsza od klasycznych książek autora wygląda dla mnie na kiepski żart. To po pierwsze. Po drugie, nie oszukujmy się „Krwi na śniegu” raczej daleko do pełnienia roli wizytówki dla twórczości autora.

Najbardziej rozczarowani zapewne będą ci, którzy liczą na coś w stylu cyklu o Harrym Hole. Otrzymujemy bowiem nawet nie kryminał. Zamiast morderstwa połączonego z policyjnym śledztwem, są zabójstwa na zlecenie wynikające z gangsterskich porachunków. Przestrzegam jednak przed wyciąganiem pochopnych wniosków i przedwczesnym skreślaniem książki. Nesbø jak na mistrza przystało, poniżej pewnego poziomu nie schodzi. Mamy więc zwroty akcji, ciekawie skonstruowanego bohatera i mnóstwo skandynawskiego klimatu. Do języka też się ciężko przyczepić. Całość czyta się szybko i przyjemnie - ukłony dla tłumacza.

Fabuła „Krwi na śniegu” nie jest specjalnie skomplikowana. Akcja rozgrywa się w okresie przedświątecznym w 1975 roku. Olav Johansen pracuje dla Daniela Hoffmanna, bossa jednej z dwóch rywalizujących ze sobą grup przestępczych działających w Oslo. Do jego zadań należy likwidacja ludzi należących do przeciwnego gangu. W swoim życiu kieruje się kilkoma zasadami, a jedna z nich dotyczy wiedzy na temat swojego przełożonego. Mimo kłopotów z matematyką istnieje jeden rachunek, w którym obliczeń należy dokonywać nieustannie: kiedy konkretnie będziesz miał takiego haka na swojego szefa, żeby zaczął się tym martwić, bo wtedy wiesz, że już się zastanawia, czy nie musi zlikwidować likwidatora.* Dlatego niezbyt entuzjastycznie podchodzi do kolejnego zlecenia, dotyczącego zabójstwa Coriny,  żony Hoffmanna. Niewierna kobieta musi umrzeć, a wszystko ma wyglądać tak, jakby zginęła z rąk włamywacza. Sprawy jeszcze bardziej się komplikują, gdy Olav zamiast Coriny zabija jej kochanka.

„Krew na śniegu” to książka inna, od tego co do tej pory napisał Nesbø. Bardzo melancholijna i refleksyjna. Widać, iż autor nie stoi w miejscu, że ciągle rozwija się pisarsko. To dobrze, choć z drugiej strony nie chciałbym, aby poszukując nowych środków wyrazu definitywnie zrezygnował z tego, co mu wyśmienicie wychodzi, a mianowicie z pisania kolejnych kryminałów. Toteż „Krew na śniegu” oraz wcześniejszego „Syna” traktuję jako chwilowy odpoczynek, zaczerpnięcie oddechu przed stworzeniem następnej powieści z Harrym Hole w roli głównej.

quidam

*cytat z Krew na śniegu / Jo Nesbø. - Wrocław: Wydawnictwo Dolnośląskie, 2015, s. 12

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz