środa, 11 stycznia 2012

Irena Matuszkiewicz – Przeklęte, zaklęte

Klamrą spinającą powieść jest klątwa rzucona przed laty przez Cygankę. Młoda wówczas dziewczyna, Marcysia, nie chciała zapłacić za wróżbę, więc wygłoszone przekleństwo „Bądź przeklęta, głupia! Ty i twoje całe babskie nasienie aż do piątego pokolenia. Obyście nigdy nie poszły za tych, których kochacie, oby los wiecznie pod górę was prowadził” spłynęło na nią i na kolejne pokolenia. I zgodnie z tą przepowiednią snuje się rodzinna opowieść obejmująca historię życia pięciu kobiet, stanowiących cztery kolejne pokolenia.
     Rodzinny album otwiera Marcjana Mojta, zamojska chłopka z dziada pradziada. Jest ona też swoistym „słupem granicznym” między wiejskością a miejskością rodziny.
Ona pierwsza – wychodząc za mąż – opuszcza rodzinne gospodarstwo, jednak jej przekonania ciągle obracają się wokół ziemi i tradycji wyniesionej z domu rodzinnego. Bowiem tylko posiadanie odpowiedniej ilości gruntu daje zabezpieczenie na przyszłość i jest gwarancją wyższego statusu społecznego. Inaczej myślą już jej córki – Eleonora i Zofia. Obie układają sobie życie w mieście (Zofia wyjeżdża nawet do Niemiec) i robią wszystko, by nie żyć tak jak ich matka. Ela prowadzi wraz z mężem zakład krawiecki, Zofia zostaje pielęgniarką. Dla Eleonory ciągle praca jest najważniejsza, ale już jej córka, Mirosława, ma inne priorytety. Zostaje lekarką, jednak to rodzina jest dla niej źródłem satysfakcji. Najmłodsza z rodziny, Agnieszka, jest już zupełnie „współczesną” dziewczyną – wykształconym konserwatorem zabytków, ale i szczęśliwą przyszłą mamą.
     Kolejne opowieści pokazują, jak przez lata zmieniała się Polska i sytuacja kobiety w kraju. Od chłopki – o wartości której decyduje ziemia, a o losie – rodzice, po kobietę samodzielną, świetnie radzącą sobie w życiu. Agnieszka – najmłodsza z przedstawionych kobiet – mentalnie, obyczajowo, społecznie oddalona jest o lata świetlne od swej prababki. Zmieniające się czasy zmieniają ludzi, otwierają umysły i dają nowe możliwości. Dzięki wrodzonej inteligencji i zdobytemu wykształceniu kolejnym bohaterkom udaje się osiągnąć wyższy status społeczny, ale i odnaleźć szczęście.
     Być może to dzięki temu pozytywnemu przesłaniu powieść Ireny Matuszkiewicz czyta się z przyjemnością. Książka – szósta z kolei w dorobku autorki – inna jest od poprzedzających ją utworów. Mimo bardzo przystępnej formy: prostego, ale bogatego języka, przejrzystej konstrukcji powieści – ciężar gatunkowy tej książki jest większy. Prowokuje bowiem do zadania sobie pytania o własne korzenie, o wartości, które starali się przekazać nam rodzice, o ukryte w pamięci przeszłych pokoleń historie naszych przodków.

Piekarz Krystyna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz